Wiosna po Warszawsku, czyli Tyrmand powraca

Dziennik54_cenzura

Warszawa, przez wielu portretowana na kartach powieści i wspomnień, daje pisarzom ogrom tematów wartych uwagi. Niewielu jednak potrafiło pokazać ją w sposób równie fascynujący, co Leopold Tyrmand.

Urodzony 16 maja 1920 r. w Warszawie, był niewątpliwie jedną z najbarwniejszych postaci polskiej kultury okresu PRL-u. Regularnie mający problem z pieniędzmi propagator jazzu, posiadacz wielu par kolorowych skarpetek, miłośnik krawatów wygiętych na łabędzia i playboy, bez którego dowolne spotkanie towarzyskie dużo traciło. W wolnych chwilach zaś pisarz i publicysta, którego cenzura regularnie zabraniała drukować. Przez lata zapomniany, w ostatnim okresie zdaje się na nowo wracać do łask.

Nie taki znowu złyzly

Przez długi czas znany był przede wszystkim z jednej powieści. Zły, potężnych rozmiarów kryminał, nie bez powodów przysporzył mu popularność. Choć nie zachwyca bogatym językiem, erudycją czy też ponadczasowym przesłaniem, ma w sobie coś hipnotyzującego. Coś, co zmusza do brnięcia w opowieść strona po stronie.

Przede wszystkim historia – prosta, ale wciągająca. Tajemniczy ktoś, wymierzający sprawiedliwość chuliganom, zaczyna zwracać na siebie coraz większą uwagę licznego grona ludzi. Jest wśród nich młoda kobieta, na co dzień pracująca w Muzeum Narodowym, która staje się świadkiem jednego z wyczynów głównego bohatera. Jest zakochany w niej lekarz pogotowia, dziennikarz podążający tropem „złego”, dziarski staruszek-kioskarz, czy w końcu szukający sposobu na pozbycie się „problemu” warszawski półświatek.

Wszyscy oni jednak zdają się być jedynie tłem dla tego, co najważniejsze – Warszawy. Nosząca jeszcze ślady wojny ma dwa oblicza. Z jednej strony brudne i mroczne, z drugiej łapiące życie pełnymi garściami, wręcz zachłanne, mieniące się kolorami i zapachami wiosny.

„Gdzież jest bowiem na świecie miasto, w którym pierwsze promienie słońca tak przekornie poczynają sobie z topniejącym śniegiem, takie w nim zapalają tęczowe blaski i tak rycersko zmuszają go do ustąpienia”. Gdzież jest, gdzież jest, gdzież jest. Argumentów za wyjątkowością warszawskiej wiosny miał Tyrmand bez liku. „I dlatego nie mówcie nam o wiosnach paryskich czy wiedeńskich! Nam, którzy wiemy, czym jest, czym być potrafi warszawska wiosna”.

Tyrmand nieznany. Tyrmand tajemniczy287004_tyrmand-warszawski_640

Zanim jednak opisał losy Marty Majewskiej, Witolda Halskiego i Edwina Kolanko, pisał często do szuflady. Gazety zamawiały u niego teksty, których potem nie publikowały (ale przynajmniej płacili). Po latach, zebrane w jeden tom, zostały w końcu wydane. Dzisiaj Tyrmand warszawski zachwyca rozległością poruszanych tematów. Autor zastanawiał się nad tym, jak Warszawa powinna wyglądać jako organizm miejski. Czy pewna kamienica na Nowym Świecie została odbudowana tak jak powinna. Jak bardzo Warszawa lat 50. różni się od miasta jego lat dziecięcych. W końcu – kiedy Warszawa uzyska odpowiednie oświetlenie nocne. Oczywiście, w Tyrmandzie warszawskim opisywana jest także wyjątkowość tutejszej wiosny. A czyta się to znakomicie. Wszystko to pisane z właściwą Tyrmandowi lekkością i delikatną złośliwością, punktującą bezmyślność władz na każdym niemal szczeblu. Od urzędników miejskich…

… po Komitet Centralny PZPR. Ten szczególnie często i wyraźnie stawał się tematem rozważań Tyrmanda w jego najdoskonalszym dziele – Dzienniku 1954. Mając świadomość, że pisze go jedynie dla siebie, pozwalał sobie na wiele. Opisał więc swoje życie miłosne, którego punktem centralnym w owym okresie była pewna nastolatka. Zrelacjonował swoje spotkania z dziennikarzami i pisarzami, których w większości miał za niespecjalnie inteligentnych. W końcu – dosadnie komentował warunki, w jakich przyszło mu żyć oraz wydarzenia polityczne z kraju i ze świata. Do krytyki władz wystarczył mu zaś krótki seans w kinie. Co dodatkowo warte jest uwagi, to fakt, że dzisiaj istnieją przynajmniej dwie wersje dziennika. Jedna, oryginalna i odważniejsza oraz druga – poddana cenzurze przez samego autora. Zapoznanie się z jedną i drugą wersją daje rzadką możliwość porównania, gdzie pisarz sam widział granicę pomiędzy tym co można pokazać światu, a co lepiej zachować dla siebie.

Przyciągający uwagę ubiorem i stylem bycia, być może największy bon-vivant Warszawy XX wieku, był jednocześnie jednym z najciekawszych pisarzy stolicy. Najpewniej nie dorównywał pod wieloma względami chociażby Bolesławowi Prusowi, ale mimo wszystko Warszawa na kartach jego dzieł, to miasto niezwykłe. Miasto, które warto poznać. Tak jak i samą twórczość Tyrmanda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Required fields are marked *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>