Wielcy zapomniani

poswiatowska_wiersze

Literatura, tak jak życie, nie znosi próżni. Więcej – nie toleruje zastoju. Nieustannie szukając kolejnych gotowych poświęcić się jej, innych skazuje na zapomnienie. Ze szkodą dla samej siebie.

Nieliczni potrafili zapewnić sobie w historii literatury trwałe miejsce. Ale nawet tacy giganci jak Fiodor Dostojewski, Franz Kafka, William Shakespeare czy Charles Dickens funkcjonują w ograniczonym wymiarze. Znamy dwa-trzy ich dzieła, jedno czytaliśmy, o pozostałych wiemy tyle co ze szkoły, a nawet mniej. Ale w ostatecznym rozrachunku pamiętamy o nich i jak przekonuje Pierre Bayard, jesteśmy w stanie rozmawiać o nich. Są jednak tacy, których historia i czytelnicy albo zapomnieli, albo wręcz nigdy nie poznali.

Jednym z najlepszych przykładów jest tutaj Kornel Filipowicz, od ubiegłego roku znany jako „pan od Szymborskiej”. Sytuację ma szansę zmienić wydany niedawno tom jego opowiadań, Moja kochana, dumna prowincja. Wybór przygotowany przez Justynę Sobolewską to prawdopodobnie jedno z najważniejszych wydarzeń literackich w Polsce w 2017 roku. Już od pierwszych zdań Nemezis, opowiadania otwierającego zbiór, ma się poczucie doświadczania literatury najwyższej próby.

moja_kochanaUwagę zwraca przede wszystkim prostota języka. Zwyczajnego, codziennego, przywodzącego na myśl dzieła Johna Steinbecka i Alberta Camus. „Wojna musiała się skończyć najpóźniej kwadrans po szóstej, bo o szóstej przychodziła po Leszka jego siostra Hanka i mówiła: – Leszku, wstydź się, miałeś być w domu o piątej. Ale jeśli wojna miała się skończyć o szóstej piętnaście, to przygotowania do niej musiały się rozpocząć znacznie wcześniej, bo wojna między państwami może wybuchnąć dopiero po pewnym czasie”.

Jak stwierdza Sobolewska w krótkim szkicu poświęconym Filipowiczowi, tym co łączy wszystkie jego opowiadania, jest „wyobraźnia konkretu: Filipowicz z wielką uwagą skupia się na tym, co zwyczajnie i codzienne, nieefektowne, a jednocześnie wydobywa tajemnicę – nie tylko człowieka, ale zwierzęcia czy przedmiotu”. I właśnie ta umiejętność pisania o sprawach zwyczajnych, najbliższych człowiekowi, sprawia, że Moją kochaną… czyta się z najczystszą przyjemnością. I to pomimo tego, że Filipowicz często obracał się w swoich tekstach wokół wojny oraz doświadczenia obozu koncentracyjnego.

Podobnie niejednoznaczna były i są teksty Haliny Poświatowskiej. Z jednej strony delikatne i lekkie w formie, z drugiej ciężkie i przygnębiające w treści. Poetka urodzona w 1935 roku, zmarła w 1967 – mając zaledwie 32 lata. Większość swojego życia spędziła w szpitalach i sanatoriach. Wszystko przez poważną wadę serca – pomimo której próbowała żyć tak mocno, jak to tylko możliwe. W wieku 19 lat wzięła ślub. Męża poznała w sanatorium – był chory tak samo jak ona. Po dwóch latach małżeństwa została wdową. Poszła na studia, pisała. Przede wszystkim wiersze.

Dzisiaj jest podobno najczęściej czytaną polską poetką. Trudno tutaj o bezwzględną pewność. Poza tym co z Wisławą Szymborską, co z Julią Hartwig? Inna rzecz, że to co najlepsze u Poświatowskiej, to nie poezja, choć znakomita, ale proza. Opowieść dla przyjaciela, forma wspomnień, wyznanie w obliczu śmierci, z którą Poświatowska musiała szybko się zaprzyjaźnić, a w końcu – hymn o życiu.

opowiesc_dla_przyjaciela„Będę mówić, przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjacielu, przeciw twojemu milczeniu będę się bronić słowami. Chcę ci przypomnieć siebie taką, jaką byłam poprzez te wszystkie lata, które mijały nam wspólnie, dni – podczas których nasze myśli płynęły równolegle, świadome swej bliskości; wystarczyło napisać list, wyciągnąć rękę, żeby napotkać twoje słowa, twój przyjazny gest. Chcę przywołać naszą przeszłość, naszą wspólną przeszłość, chcę, żebyś na tych kartkach, które białe jeszcze piętrzą się przede mną, odnalazł drganie mojego żywego serca”.

Więc może warto wrócić do niej, tak jak i dobrze sięgnąć po Filipowicza. W czasach bestsellerów zmieniających się co tydzień dobrze czasem poświęcić czas czemuś i komuś, kto pozwala odrobinę zwolnić, zatrzymać się i złapać oddech.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Required fields are marked *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>